Komentarze: 1
| |
Leopold Staff |
| |
Leopold Staff |
Sekundy, minuty zatrzymaj się na moment
Zobaczysz zepsuty świat banknotów i monet .
Co dziesięć sekund człowieku miliardy w obiegu miliony w biegu
Szczegół że bez reguł jak w Black- Jacku
Co dziesięć sekund biliony oddechów miliony uśmiechów
Tony grzechów - tyle momentów pod znakiem błędów z tyłu
Tyle momentów za plecami i ich tylu
Tyle poświęceń dla nich poszło na nic, nie ma zmiłuj zrozum
Cywilizacja - mas umiera, Rywalizacja - nas pożera,
Regeneracja - czas zabiera, Stabilizacja - klas umiera
Degeneracja generacji w aglomeracjach miast
zaciera blask istnienia w nas nadzieja.
Co dziesięć sekund nie jeden funt służy za przekup
Tupanie stóp i głosów szum słychać z marketów
Multum gestów słów protestu manifestów jest tu jak opadów deszczu
Wiesz już co dziesięć sekund na bezdechu ciągle w pośpiechu
Z miejsca do miejsca zmiana kwestia podejścia nie ta sama
Upodobania na nowe doznania nie ma ustabilizowania
Co dziesięć sekund to czas nas pogania
Co dziesięć sekund ginie samarytanin przez życia sparing
Co dziesięć sekund z biedaka Carincton
Stąd poglądów weryfikacja bo banknotów rotacja na tysiące kont
Taka to ta generacja dotąd wychowana na błędach pokolenia
By nie iść pod prąd, a fortuna milionera zdradza właściciela i zamyka się
krąg
Wszystko się zmienia w dziesięć sekund jak kobiety w blond - niestety
Co dziesięć sekund autorytety kreują świata portrety
Ukazując wady i zalety świata zepsutej monety
Co dziesięć sekund jakaś zryta jak płyta
pokryta do syta nabita po jelita na kermita seniorita margaritta
przyprawia o rogi swojego Karlita a gdy tak w szczytach zgrzyta
rozkładając kopyta Karlito i tak pyta czy inna Lolita też woli tak
wbija nita nie kumając że to transwestyta i są kwita
Co dziesięć sekund na tym globie przytrafia się innym to co przytrafia się
tobie
Co dziesięć sekund w obiegu fama że od rana pijana
Że wczoraj nie była sama zalana szła po szampana
Wypolerowana ona i jej amant banał
Bo co dziesięć sekund pęka wybudowana zaufania tama
Na minimalne cząstki a zawirowane związki giną przez podwiązki
To zalążki prawdy które mówią jaki jest człowiek
Jego motto to puszczać kłamstwo w obieg
Co sekund dziesięć ktoś czuje niechęć więc wciąga krechę
Odbite echem niesie się w eter co sekund dziesięć
Kolejne kłamstwo znasz to z radio, no i z gazet
Tym razem co dziesięć sekund reality - show w TV
De ga vi na wizji alibi dla winnych
A niby to demokracja gówno nie racja, tu rządzi dynastia
Dokonywana masowa dyskryminacja - Yo!
W imię ojca i rapu spowiedź syna nie pamiętam, ale chyba tak to się tak zaczyna. Ojcze ja Szad, zawsze trzymałem się zasad własnych, cel mam jasny. Nie być jak insekty w mieście umarłej nadziei. Szukać perspektyw, rapowe projekty, wprowadzać korekty i czekać na efekty, a za plecami szepty, wyszczerzone kły kundli. Moim grzechem to, że nie okradam kumpli, ojcze moich ludzi, którzy przy mnie mimo że żaden z nich nie musi diabeł kusił, ale nas nie skusił. Moim grzechem, że rapowa stopa dla mnie cenniejsza niż ropa, że 24 godziny ma moja doba. To choroba, że rozdwoić się nie umiem i że nie rozumiem ludzi bez ambicji. Błędne oczy zakłamanych niewolników fikcji. Jestem winny ojcze, bo buduje zamiast burzyć w imię hip hopowej róży, żaden ze mnie murzyn. Przeciw mnie, bo ta intryga, bo Szad to nie nyga dla mnie to nie California, New York czy New Yersey. Robię rap'a w takiej wersji, mer ci, moim grzechem, że nie wchodzę w dupę innym. Widzisz sam ojcze, że jestem winnym.
Więcej grzechów nie pamiętam, za żaden nie żałuję,
jeśli w twoich oczach to grzech odpokutuje.
Jestem tu ja, moi ludzie i mój rap tu jest.
Więcej grzechów nie pamiętam, za żaden nie żałuję.
Znam pare grzechów żyją w człowieku Ojcze wysłuchaj bo mam pare tu jestem pyszny bo bywa że pycha wypycha mój mózg kiedy słysze tomy rymy z ust.
A to atut-nulizmatyka , słuchaj grzesznika-chciwego męczenika.Tną to do notatnika ,wtyka rymownika.Pragne więcej dokładnie więcej,pragne Ojcze skarz mnie bo wyraźnie na tej taśmie zakaziłem w całym paśmnie bity bródem.Moja nie czystość cudem robie to z wielkim trudem mówisz że jestem czubem. Mój cel to zabić nudę. Nie kończe bo podaję się próbie , tu gdzie ludzie mają języki długie.Ojcze mój gniew to dla ludzi grzech,gdy robie muzę to o spokuj walcze jak lew.Ej wy sąsiedzi przestancie mi tu bredzić że za dużo decybeli na waszych głowach siedzi , nie musicie mnie juz śledzić jak banda ludożerców bo ja mam to w sercu.Ojcze powiedz co byś zrobił na moim miejscu , na moim miejscu?!!!
Kiedy patrzę w ich źrenice widzę własne odbicie, wspomnienia które iskrzą jeszcze dziś oczy szklą mały pokój i ja modląc się za cisza, która była mi najbliższą rzeczą, bliższą niż ona i niż on, bliższą niz dom gdzie wyrosłem, brak pieniędzy i alkohol niszczą proste, ktoś powiedział mi opisz to opisuję nie wierzysz to spytaj moją siostrę ona też wie, też pamięta boazerię na niej czerwień do dziś pewnie czeka aż ktoś kłótnie przerwie wiele razy uciekałem stamtąd uwierz znam to wiem co czuje dziecko myślisz sobie wiedz bo jedyną myślą jest uciec stąd pamiętam późne popołudnie czwarte piętro im wyżej tym smutniej schody zamek kuchnię kiedy tak szedłem nieufnie patrząc czy alkohol cuchnie wiem jak boli i jak puchnie jeden Bóg wie o co były tamte kłótnie, dziś nie pałam do nich gniewem lecz jednego jestem pewien ten dom to nie był eden ilu takich jak ja nie wie nie dociekam lecz jako dziecko nie widziałem w nich człowieka wiedz to.
Drugie piętro w poniemieckiej kamienicy piękno ciszy zakłócone ktos krzyczy to sąsiedzi z pietra mimo że byłem młody to pamiętam numer drzwi siódemka taka tam noc nie jedna jak ta ale do sedna, spałem lulany przez mame dopóki nie słyszałem różnych kłótni próżnych których nie rozumiałem czy to były omamy? ze snu zerwany wlepiałem wzrok zaspany w mówiące ściany słyszałem głos kobiety nadęty facet krzyczał bez przerwy miał nerwy płacz dziecięcy niewyraźny kontakt ważny dla tysięcy rodziców tutaj był zbędny nie jak spirytus i goście, ja owinięty w pościel myślałem bogu ducha winny malec pod kołdrą łzy wylane pytanie za pytaniem przeciez mogłem to byc ja u mnie arkadia tam impra trwa huk szkła łamane krzesła słyszałem jak prosił lecz nikt nie przestał. Rano widziałem go pod brama z podrapana twarza siedział na piłce pamiętam na rączkach sińce miał wspominam chłopca mieszkanie po nim to historia.
Czarny opar nad miastem niczym mroczny zastęp zwiastowały burze jeszcz ja wpatrzony dłużej w tańczących na wietrze oderwał mój wzrok chłopak w prujacym sie swetrze chciał schowac się przed deszczem a światło latarni świeciło tuz nad nim zgadnij skąd spadły pierwsze krople, widziałem sine policzki całe wilgotne na nich słone sople a w nich utopione strach i smutek miałem zapytać po co nocą jak wyrzutek stoi pod drzewem, lecz chyba zabrakło mi odwagi nie wiem, cicho jak złodziej dalej siedziałem w samochodzie i patrzyłem zza szyby na żywy obraz na bezdomne dziecko i nikogo by strzec go na jego brudne dłonie i ubranie na zapłakane niewinne powieki, miał wypieki pomimo chłodu i spowodu głodu zapadnięte policzki czemu nie wraca do domu, jak myślisz??